Nie było żadnej brawury. To dość typowa sytuacja. Zjednoczona Prawica to byt polityczno-publicystyczny, natomiast podmiotem prawa wyborczego był Komitet Wyborczy PiS - wie to każdy, kto miał w ręku kartę do głosowania. KW PiS został utworzony przez partię PiS, a na swoje listy przyjął osoby wskazane przez władze tylko tej partii. Nie ma znaczenia, że wśród tych osób byli członkowie kilku partii, jak również osoby bezpartyjne. Nie ma obowiązku prawnego, by kandydatami komitetu wyborczego partii politycznej byli wyłącznie członkowie tej partii.
Publicysta Lisa w ślad za Rafałem Kasprówem i Maciejem Gorzelińskim pisze, w dość protekcjonalnym tonie: „Sąd Najwyższy może nie poprzestać na natarciu uszu...” Śpieszę donieść, że do nacierania uszu kolejka jest dłuższa. Na przykład, w tym roku z listy partyjnej Nowoczesna Ryszarda Petru kandydowała co najmniej jedna członkini Partii Kobiet. Jedna członkini wiosny nie czyni, ale w 2011 r. Partia Kobiet zawarła formalne porozumienie z partią SLD w sprawie startu swoich członkiń z list komitetu partii SLD, analogiczne do tegorocznego porozumienia partii PiS, SP i PR. Takich porozumień było zapewne więcej, choćby SLD z Krajową Partią Emerytów i Rencistów. Czasem się nimi chwalono, dla poszerzenia kręgu wyborców, czasem nie. Nie wyobrażam sobie unieważnienia teraz wyborów z 2011 r. To znaczy - formalnie jest to możliwe, można wzruszyć ówczesne orzeczenie Sądu Najwyższego o ważności wyborów.
Kasprów i Gorzeliński troszczą się, czy ludzie głosujący na komitet wyborczy PiS wiedzieli, że w jego skład wchodzą też inne partie i kandydują osoby należące do innych niż PiS ugrupowań. Otóż wiedzieli: każdy kandydat musi podać w PKW swoją przynależność partyjną, która jest następnie publikowana na stronach PKW i w obwieszczeniach wyborczych. Zrobili to zarówno członkowie partii kandydujących z list PiS, jak i z list - na przykład - PO. A, tak: z list PO kandydował członek partii Biało-Czerwoni Grzegorz Napieralski oraz jakiś działacz PSL. Przykłady można mnożyć długo, ale na natarcie uszu zasłużył tylko PiS, i to tylko w tym roku, gdyż ośmielił się odebrać władzę dotychczasowej lewicowo-liberalnej elicie politycznej.
To nie będą spokojne Święta i Nowy Rok. Nie miejmy złudzeń: atmosfera będzie nieustannie podgrzewana przez - pozostańmy przy tej nazwie - kodystów. Oni wierzą, że któryś kolejny strzał z Aurory pozwoli im odzyskać Pałac Zimowy. Nie wyszło z Trybunałem Konstytucyjnym, nie wyszło z donosem do NATO? Czas na Sąd Najwyższy, który ważnością wyborów zajmie się już 19 stycznia. „Naprawdę potężne protesty dopiero przed nami! Można się już dzisiaj domyślać, co będzie się działo 19 stycznia na Placu Krasińskich w Warszawie” - zapowiadają z entuzjazmem.
Ja wierzę, że sąd Rzeczypospolitej nie ulegnie ulicznemu motłochowi.
Dlaczego owy KOD nie powstał, gdy PO odrzucała wszystkie projekty obywatelskie? Polacy zbierali miliony podpisów, które następnie trafiały do niszczarek. Wówczas, jak należy sądzić, demokracja nie była zagrożona. Dlaczego nie protestował, gdy PO przegłosowała ustawę o "bratniej pomocy"? Gdy podwyższano wiek emerytalny? Gdy gardzono wolą rodziców w sprawie ich dzieci (sześciolatki)? Gdy zgodzono się - wbrew Polakom - na 12 000 islamskich imigrantów? Wreszcie - gdy PO łamała konstytucję w czerwcu? To rozpaczliwe larum esbecji pozbawionej parawanu, za którym sprawuje swoje rządy. Jak powrócić na stołki? Wmówmy gawiedzi, iż demokracja jest zagrożona, aby domagali się negacji demokratycznych wyborów. Na pochodzie zatem można dostrzec ludzi świadomych bezczelności całego przedsięwzięcia, za ich plecami rozciąga się cały ocean czytelników niemieckich gazet dla Polaków oraz polskich mediów, które na skutek braku lustracji, zamiast pisać prawdę, bronią starego układu. Trudno o bardziej klarowny przykład, iż wspomniana lustracja była i nadal jest niezbędna. Bez niej wszelkie zmiany będą przypominały poruszanie się w kisielu.