Zgodnie z przekonaniem duetu autorów D.Acemoglu & J.A.Robinsona („Dlaczego narody przegrywają”, 2014) o dobrobycie, a co za tym idzie o sile i stabilności państwa decyduje fuzja dwóch czynników: włączających instytucji politycznych i gospodarczych. Oznacza to w praktyce, iż scentralizowanemu państwu, wspartemu na fundamencie praw i sprawnej administracji odpowiada gospodarka wolnego rynku oparta na innowacjach i konkurencji, przygotowana na tzw. twórczą destrukcję, w wyniku której krótkotrwałe choć przykre w początkowej fazie konsekwencje przemian technologicznych - jak np. bezrobocie czy nawet zamknięcie przestarzałych sektorów - szybko przynoszą korzystne efekty w postaci nowych miejsc pracy czy nowych rynków zbytu tańszych produktów. Przykładem dla autorów są tu konsekwencje angielskiej rewolucji chwalebnej - polityczne i gospodarcze. Pchnęły one Wielką Brytanię na tor ekonomicznego rozwoju, któremu towarzyszyło zapewnienie politycznych uprawnień i swobód.
Przeciwieństwo stanowią, jak łatwo przewidzieć, państwa stosujące wyzysk w sferze gospodarki i ograniczające lub całkowicie odbierające wolność polityczną. Jakkolwiek takie gospodarki mogą przynosić pewien zysk, w znacznej większości zagarniany jest on przez głównych beneficjentów systemu, czyli wąską warstwę rządzących. Oparty na przymusie, niechęci do innowacji, rozwoju i indywidualnego zysku system działa w krótkotrwałej perspektywie, przyjmując – generalnie - trzy drogi: wegetacja (królestwo Kongo, Kongo współczesne), samoczynny upadek lub podbój (Wenecja, Majowie), przekształcenie w formułę instytucji włączających (Wielka Brytania).
Gospodarka współczesnej Rosji, niewydolna ekonomicznie, zasadniczo korzysta z naturalnych zasobów kontynentu, pozostając zależna od cen zbywanych surowców. Z tego względu kwestie np. energetyki mają znaczenie przede wszystkim polityczne, stanowiąc być może decydujący instrument polityki państw europejskich. W Rosji, nigdy niebędącej zbliżoną do modelu instytucji włączających (fiasko roku 1905), rządzący nie mają wiele rozwiązań gwarantujących względną stabilność materialną obywateli i powstrzymujących ich przed np. rewolucją czy choćby niekorzystnym wizerunkowo fermentem społecznym. Najbardziej prawdopodobnym jest aneksja terytorialna i podbój nowych obszarów, by w ten sposób zapewnić sobie możliwości oczekiwania na np. korzystniejszą koniunkturę. Wymaga to jednak nakładów na zbrojenia i modernizację, czego palącą potrzebę wykazała rosyjska agresja na Gruzję w 2008 roku. Z informacji z dn. 30 marca wynika, że sankcje nałożone przez Stany Zjednoczone na Rosję zostaną podtrzymane do 2017 roku. Koło się zamyka, a ranny niedźwiedź jest nieprzewidywalny.
Bez względu jednak na desperackie próby zawłaszczania Rosja stanowi nieprzewidywalne i realne zagrożenie, któremu sprzyjają wewnętrzne niespójności europejskiej wspólnoty oraz "kryzys imigrancki” (cudzysłów, jako że spełnia on w istocie rzeczy warunki najazdu). Z tego względu Stany Zjednoczone, wciąż hegemon Zachodu - jak twierdzę - nie mogą pozwolić sobie na ostateczny upadek Europy. Potrzebują bowiem do realizacji swoich interesów równowagi w regionie tej części świata; interesów, które pozostają niezmienne pomimo różnych koncepcji, wiedzy i deklaracji aktualnych oraz przyszłych lokatorów Białego Domu. Ci się bowiem zmieniają, racja stanu Stanów Zjednoczonych – nigdy.
Amerykański pisarz, Henry James, mistrz subtelnego psychologizmu („Co wiedziała Maisie”), w wielu powieściach nakreślał relacje między kulturą amerykańską a europejską („Europejczycy”, „Złota czara”), celnie punktując słabości i zalety obydwu. Jego brat, William, zebrał w krótkich wykładach istotę zasady filozoficznego pragmatyzmu, którego miarą jest praktyczne sprawdzenie się środków dobranych do celów.
Czyj pragmatyzm zwycięży?