Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Reprywatyzacja według opornych

Patologie pojawiające się w ostatnich latach w Warszawie przy zwrotach zagrabionych przez komunistów nieruchomości ośmielają coraz więcej osób do formułowania tezy, iż na komunistyczne bezprawia „należy spuścić kurtynę przedawnienia, bo to nieodwracalne skutki siły wyższej (wojna i rewolucja), a dzisiejsi podatnicy nie są nikomu nic z tego tytułu winni”.

Reprywatyzacja według opornych
źródło: MB

Nie dziwi takie stanowisko u polityków lewicy, jak Piotr Ikonowicz czy Jan Śpiewak. Kilka dni temu jednak dłuższy tekst z podobną tezą opublikował Paweł Dobrowolski („Reprywatyzacja dla opornych”), były prezes Fundacji Obywatelskiego Rozwoju i ekspert Instytutu Sobieskiego.

Maluje w nim sugestywny obraz osób poszkodowanych przez komunistyczną nacjonalizację: kosmopolitycznych, rozkapryszonych arystokratów („wnusio Henryk w ogóle Polskę mało zna, bo jak był mały, to się źle zachowywał i rodzina zesłała go do cioci we Francji, żeby nie popadł w złe towarzystwo”) i pazernych, zadłużonych kamieniczników („właściciele jak uciekali z kamienicy, mieli złoto i dolary w kieszeniach pochowane. (...) Tak naprawdę nie mieli kamienicy. Bo oni mieli dużo długów. A długi były zabezpieczone na kamienicy”). Gdyby jeszcze dodać, że byli to reakcjoniści, mielibyśmy nowy felieton ilustrowany Ferstera o Auguście Bęc-Walskim, siedemdziesiąt lat temu jakże skutecznie wyrabiającego w ówczesnej nowej inteligencji niechęć do elit II RP.

Takim odrażającym osobnikom dzisiejsi podatnicy nie są nic winni - brzmi teza Pawła Dobrowolskiego. Przedstawiwszy czytelnikom ich postacie, autor przystępuje do wymieniania dalszych argumentów na rzecz zaniechania reprywatyzacji. Argumentów chyba mniej ważnych niż kosmopolityzm i pazerność ograbionych, gdyż wymienianych dopiero w drugiej kolejności. Oto one:

Primo: że o zwroty upominają się dalecy krewni („piąta woda po kisielu, co nigdy z rodziną, która miała kamienicę, stosunków nie utrzymywał”).

Secundo: że nieruchomości podlegające zwrotom „tak naprawdę” nie należały do przedwojennych właścicieli, gdyż ci byli zadłużeni, a długi były zabezpieczane na nieruchomościach.

Tertio: dlaczego nie mówi się o zwracaniu obywatelom Polski pochodzenia ukraińskiego gospodarstw, z których zostali wysiedleni w ramach akcji Wisła?

Quarto: dlaczego nie mówi się o zwracaniu obywatelom Polski majątków utraconych w związku z wymianą pieniądza i wprowadzeniem zakazu posiadania walut obcych, złota i platyny w 1950 r.?

Quinto: dlaczego nie mówi się o zwracaniu rolnikom strat poniesionych z powodu dostaw obowiązkowych? (No właśnie: w pierwszej części artykułu zabrakło mi obrazu wypasionego kułaka...)

Należy się do tych argumentów odnieść, gdyż sprawa jest poważna, choć wyłuskałem je z otoczki żartów i chichotów autora („jeszcze był taki jeden Pan, co to teraz do Brukseli uciekł”).

Primo: o tym, kto może upominać się o zwrot zagrabionej nieruchomości, decyduje prawo spadkowe na zasadach ogólnych. Autor nie jest zapewne świadom, że wiele zwrotów nieruchomości blokuje się właśnie na etapie żmudnych postępowań spadkowych. Sądy nie dopuszczają do spadku „piątej wody po kisielu”.

Natomiast, jednym ze źródeł afery warszawskiej była ustawowa możliwość ustanawiania przez sąd fikcyjnego kuratora zmarłego bezpotomnie właściciela nieruchomości. Taki kurator, często prawnik, który o istnieniu zmarłego dowiadywał się dopiero w dniu zajęcia się sprawą jego roszczeń, to klasyczna figura afery. Niedawno podpisana przez prezydenta Dudę tzw. „mała ustawa reprywatyzacyjna” tę patologię zlikwidowała.

Secundo: argument o zadłużeniu przedwojennych właścicieli bardzo chętnie był stosowany przez dyrektora jednego z muzealnych zespołów pałacowych. Choć o procesie Branickich w sprawie Wilanowa było dość głośno, jeden przypadek nie może rzutować na ocenę praw i roszczeń dziesiątek tysięcy przedwojennych właścicieli nieruchomości. II RP nie była wspólnotą bankrutów, nawet jeżeli twierdzili tak pryszczaci publicyści wczesnego PRL.

Tertio: w przypadku zabierania gospodarstw i domów obywatelom Polski pochodzenia ukraińskiego w ramach akcji Wisła mieliśmy do czynienia z zupełnie inną sytuacją: wysiedlani otrzymywali na Ziemiach Odzyskanych nowe domy. Nieodpłatne zwroty nieruchomości, z których zostali wypędzeni, według każdej logiki prawnej musiałyby być uwarunkowane oddaniem nieruchomości, które otrzymali w zamian. Ten proces byłby o tyle trudny, że akcja Wisła nie miała podstaw w przepisach ustawowych ani nawet w decyzjach administracyjnych, tak jak je dziś rozumiemy. Była akcją wojskową, opartą na rozkazach.

Gdyby dziś pojawił się wniosek o zamianę domu na Ziemiach Odzyskanych na dawne gospodarstwo na Podkarpaciu, sądy musiałyby go uwzględnić, a gdyby takich wniosków było więcej, potrzebne byłoby uregulowanie ustawowe. Takich wniosków jednak nie ma. Porównywanie losu przesiedlonych Ukraińców z losem poszkodowanych przez komunistyczne dekrety nacjonalizacyjne nie ma sensu: ci drudzy nie dostali w zamian nic.

Quarto quintoque: majątki RUCHOME, ukradzione Polakom przez komunistów pod pozorem wymiany pieniądza, zakazu posiadania złota oraz innych rekwizycji i zwykłego złodziejstwa, posłużyły do łatania budżetu państwa i jego skrajnie niewydolnej gospodarki. Posłużyły do tego również pożytki czerpane z zagrabionych nieruchomości. Same nieruchomości zaś zostały. Dlatego właśnie nazywamy je nieruchomościami. To rozróżnienie, na ruchomości i nieruchomości, ma w prawie jakieś 2,5 tysiąca lat.

Jeżeli któraś nieruchomość została sprzedana - uzyskany dzięki temu majątek ruchomy również przysługiwał się dobru wspólnemu, zarządzanemu przez komunistów. Z bardzo wysokimi (nazwijmy to tak) kosztami operacyjnymi zagrabiony majątek ruchomy wracał bowiem do Polaków w postaci bezpłatnej edukacji, służby zdrowia, tanich wczasów itd. Nieruchomości - nie.

Zwrócenie nieruchomości prawowitym właścicielom to jakby odebranie złodziejowi resztek łupu, którego nie zdążył roztrwonić. Przynajmniej tyle można oddać poszkodowanym. A spadkobiercy właścicieli przedwojennych nieruchomości nie chcą - ani nawet chcieć nie mogą - odszkodowań za pożytki czerpane z ich własności przez te lata, nie mają też roszczeń do przychodów z nieruchomości sprzedanych, czyli przejedzonych. Dlaczego nie mogą i nie mają? Ano dlatego, że te pożytki i przychody trafiały pośrednio także do nich i ich rodzin, jako obywateli PRL. Nieruchomości - nie.

Tyle komentarza do tekstu Pawła Dobrowolskiego (wszystkie cytaty powyżej pochodzą z jego tekstu i publicznych wpisów na Facebooku).

Sprawa reprywatyzacji wpisuje się w główny podział społeczny, który rysuje się ostatnio szczególnie w młodym pokoleniu (pisałem o tym w tekście „Dwie Polski”). Pokolenie, dla którego raczej obojętne są wewnętrzne sprawy PRL, podzieliło się według stosunku do II RP, państwa dla nich niemal tak samo odległego, a budzącego znacznie żywsze emocje.

Część z nich uważa, że do 1939 r. istniał ich kraj nieidealny zapewne, ale do krwi ostatniej broniony przez ich dziadków i pradziadków, więc wart choćby tej krwi, kraj bynajmniej nie zamieszkały przez groteskowych utracjuszy, lecz przez przodków, których nie muszą się wstydzić. A w 1945 r. grupka uzurpatorów-komunistów, wykorzystując śmiertelne wykrwawienie elit oraz korzystną koniunkturę międzynarodową, wypchnęła z niego legalne władze i resztki armii, po czym zaczęła niższe warstwy społeczne pozyskiwać rozdawnictwem dóbr zagrabionych warstwom wyższym, przy tej okazji dodatkowo eksterminowanym.

I jest druga część pokolenia, bardziej zachowawcza w stosunku do głównych trendów opinii publicznej poprzednich dekad, uważająca, że II RP to był wstyd i obciach, wstęp do kolaboracji z nazistami w eksterminacji Żydów, i dopiero w 1944 r. w tym kraju zaprowadzono cywilizowane stosunki i sprawiedliwość społeczną. Mimo pewnych błędów i wypaczeń, usuniętych w głosowaniu 4 czerwca 1989 r., kraj ten do ubiegłego, 2015 roku funkcjonował w miarę poprawnie.

Pokolenie szukające swojej tożsamości w II RP musi poradzić sobie z dziedzictwem stosunku do legalnego wojska polskiego, od którego polskie społeczeństwo po 1945 r. odwróciło się, zmęczone sześcioma latami wojny, i z dziedzictwem gigantycznej grabieży pałaców, kamienic i fabryk, którą milcząco zaakceptowało. Bez uregulowania tych dwóch zaszłości nie odnajdziemy siebie w żadnych muzeach, obchodach ani rekonstrukcjach.

Data:
Kategoria: Polska

Maciej Białecki

Maciej Białecki - https://www.mpolska24.pl/blog/maciej-bialecki1

Dr inż. Maciej Białecki
Menadżer, działacz społeczny, publicysta. Do 1998 r. adiunkt w Instytucie Chemii Organicznej PAN. W latach 1998-2006 zawodowo związany z samorządem terytorialnym. Autor kilkuset publikacji w warszawskiej prasie lokalnej, autor i współautor kilku książek. Prezes Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944, redaktor naczelny Biuletynu Informacyjnego Związku Powstańców Warszawskich.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.