Przez lata i dekady, ta kasta "uprzywilejowanych nadludzi", tworzyła swój wyimaginowany świat pseudo-elit - ze swoją gazetą, swoją telewizją, swoimi dziennikarzami i swoimi celebryckimi benjaminkami. To oni w co raz większej pogardzie mieli zwykłych ludzi, zwanych z czasem "chamstwem". Rządziła grupa trzymająca władzę, która demonstrowała swą siłe jedynie wobec słabszych. Silni stawali się jeszcze silniejsi, a bogactwo dostępne miało być tylko dla wybranej uprzywilejowanej kasty.
Z czasem wolność i demokracja stawała się propagandową wydmuszką. Prawda została zrelatywizowana, a prawo stawało się co raz bardziej odległe od sprawiedliwości. Wiara miała się stać prywatną formą wstydliwego istnienia skrywaną przed światem, a rozum miał się poddać tresurze przemysłu pogardy i gender. Orwel gdyby żył, rumienił by się ze wstydu. Rzeczywistośc przerosła jego najbardziej wybujałe futuryzstyczne wizje.
I nastąl ten dzień, gdy okazało się, że "król jest nagi". Naród przemówił i przypomniał o sobie słowami We, the People ...
My, Naród ... dla... ugruntowania sprawiedliwości, zapewnienia spokoju wewnętrznego, umożliwienia wspólnej obrony, popierania ogólnego dobra i zagwarantowania dobrodziejstw wolności dla nas samych i dla naszych potomków, stanowimy...
Brzmi jak XVIII wieczna bajka rodem z fantazji braci Grimm? Nie to druga dekada XXI wieku. To nowy świat budowany na nowo przez wolnych ludzi. Tak budzi się wolność!
"Patrzy na równy tłumów marsz,
Milczy wsłuchany w kroków huk,
A mury rosną, rosną, rosną;
Łańcuch kołysze się u nóg..."