Minister spraw zagranicznych Niemiec Sigmar Gabriel oświadczył w wywiadzie opublikowanym w piątek w internetowym wydaniu tygodnika "Der Spiegel", że "w żadnym wypadku" nie zaakceptuje amerykańskich sankcji przeciwko europejskim firmom współpracującym z Rosją i dodaje "Sankcje nie są ani właściwym, ani adekwatnym instrumentem wspierania narodowych interesów eksportowych i rodzimej branży energetycznej".
To zadziwiające stanowisko w świetle werbalnych deklaracji czołowych polityków UE, którzy budując wizerunek antyputinowsk,i tak na prawdę budowały od dawna rurociąg gazowy z Rosją (Nord-Stream) i doskonałe relacje gospodarcze. Z jednej strony we własnych krajach i na użytekj propagandowy - m.in. wobec Polski i Węgier - rozprawiają wszem i wobec o putinowskiej dyktaturze i agresji na Ukrainę, a z drugiej pełną parą idą interesy Berlin-Moskwa czy Paryż-Moskwa.
Tą samą taktykę od lat stosowała Hilary Clinton i jej mąż, atakując rozmaitych dyktatorów, po to by - gdy tylko dokonowali oni milionowych wpłat na podejrzaną (bo m.in. działającą bez audytu) fundację Clintonów - natychmiast zmieniali zdanie i podejmowali współpracę. Dziś Fundacja ma ok 1,5 miliarda dolarów z czego tylko 10% przeznacza na cele charytatywne.
U nas w kraju też nie brakuje przecież podobnych fałszywych proroków politycznej poprawności, którzy funkcjonują w tym samym zaprzęgu podejrzanych i szemranych biznesów oraz dziwnych "sorosowych" powiązań. Nie przypadkowo więc właczają się w ten światowy chórek "obrońców demokracji", za którym kryje się realna finansowa współpraca z Putinem. Gdzie są dziś Ci obrońcy demokracji i wolności wszelakiej?