Nie będę się tu bynajmniej wytrząsał nad opłakanymi skutkami wszelakich „patriotycznych” postaw, w stylu „nawet guzika”, bo Polska za ten „patriotyzm” nacierpiała się nazbyt boleśnie, z II wojną światową włącznie, a skupię nad dzisiejszymi „objawami patriotyzmu”, będącymi pokłosiem tego romantycznego ukąszenia.
Dla naszych nacjołków właściwie każda postawa państwa polskiego na arenie międzynarodowej zasługuje na miano zdrady narodowej i wieczne potępienie. Zawsze za mało, niekorzystanie, poddańczo, za drogo, upokarzająco, itd., itp.. Jeden z drugim prześciga się z wymachiwaniem szabelką, co by należało tam wynegocjować.
Od razu przypomina mi się, jak to młodzi adepci zarządzania biznesem wpadają na „genialny” pomysł poprawy rentowności firmy poprzez wynegocjowanie lepszych warunków handlowych z kluczowymi kontrahentami. Oczywiście taki „firmowy patriota” jeszcze nigdy w życiu nic nie wynegocjował, nawet jednej randki, o czym świadczą liczne pryszcze na twarzy, ale wydaje mu się, że takich kupców z Tesco, czy Rossmanna, to by przechytrzył, że hej.
O negocjacjach to mają pojęcie biznesmeni, kupcy i sprzedawcy wysokiego szczebla, prawnicy, dyplomaci, inwestorzy, bankierzy, itd., ale nie drapichrusty, choćby kochały Ojczyznę najbardziej na świecie.
„Pokaz” swoich umiejętności negocjacyjnych dali nasi „patrioci” przy okazji ostatniego Marszu Niepodległości, kiedy to po raz pierwszy w życiu mieli okazję zaprezentować się, jacy to z nich świetni negocjatorzy, a okazja była przednia, bo chodziło o obchody 100-lecia niepodległości.
Stanęli więc nasi dumni i wielcy narottoffcy do negocjacji ze stroną rządową, która, co by nie mówić, miała dość silne karty, ale przecież narattoffcy też nie zasiedli do stołu z pustymi rękami, nieprawdaż? Zostali jednak zgrillowani jak prowincjonalni chłopcy, a jedyne, co ugrali, to to, że grzecznie odczekawszy ponad trzy godziny mogli sobie, w odległości ok. kilometra od ostatniego zadka strony rządowej, zziębnięci, pomaszerować pod stadion.
Czy można sobie wyobrazić większe upokorzenie na scenie między.., o pardon, narodowej? A co na to tzw. miedia patriotyczno-narottoffe? Ano to, że Prezydent Duda „ukradł im marsz”. Jak to ukradł? Przecież, to ono sami dali się przecwelować. To oni sami dali się „okraść” z ich „Marszu”. Nikt inny. Jeśli tak sobie "poradzili" z rodzimymi, katolickimi braćmi, to już sobie wyobrażam, co by tacy „wynegocjowali” jakby stanęli oko w oko z Amerykanami albo Żydami?