Można dziś sobie zadać pytanie: co zmieniły te wybory? Czy zmienił się zasadniczo obrany w Magdalence kurs? Czy obywatel staje się bardziej czy jednak mniej ważny w grze o władze czy ogólnie w państwie?
Odpowiem: moim zdaniem jakościowo nic.
Uczestniczący
wyborcy wsparli zasadę gry obecnych elit tj unikania wszelkimi
sposobami bezpośredniej odpowiedzialności przed ludźmi czy ich wpływu na
stanowienie prawa. Demokracja staje się coraz bardziej powierzchowna.
Słynny dziś Korwin dla rządzącej oligarchii nie jest i nigdy nie był
żadnym groźnym graczem. Proszę się nie rozmarzać bo on nigdy i nikogo
nie pozamyka. Aż takiej akceptacji społecznej dyktatury monarchii nie
można w liczącej się przyszłości oczekiwać. Krowa co dużo ryczy
zazwyczaj mało mleka daje. Korwin jest wręcz kompatybilny z wszystkimi
pozostałymi partyjami, które nie chcą odpowiedzialności kontrolowanej
czy demokratycznie, czy przez z demonopolizowany Ławą Przysięgłych
system sprawiedliwości. Mamy teraz sytuację gdzie żadna partia tak
naprawdę nie chce demokracji. I to jest naprawdę bezpieczna sytuacja dla
polskich oligarchów.
REALNYM problemem Polski i Polaków jest więc rażąca fasadowość, a nie nadmiar demokracji.
W dodatku ta fasada demokracji jest skolektywizowaną instytucją. Konkretny człowiek się nie liczy. Ani sam nie wybiera, ani nie może być wybrany jeżeli ma taką ochotę, ani nie jest zapraszany do stanowienia większością z uprawnionych konstytucyjnych granic chroniących nas przed wpieprzaniem się w nasze prywatne życie wszelkiej władzy..
Nikt z wygranych nie proponuje naprawy demokracji choć wielu z nich demokracją, honorem i dobrem ojczyzny się wręcz tapetują. Nikt jej większej nie proponuje.
Dlaczego?
Bo
tym czego naprawdę boją się elity to nie KNP i jej Korwin lecz właśnie
normalna, uczciwa demokracja jest dla elit największym systemowym
radykalizmem nigdy nie do zaakceptowania.
Uczciwy system demokratyczny to przecież system:
- gdzie Obywatel musi być wolny od państwa czyli nie mógłby być beneficjentem grupowych ułatwień państwa w formie przywilejów czy ulg;
(Jakie gwarancje sprawowania władzy miałyby obecne elity gdy zasada: dziel i rządź nie mogłaby być zastosowana?)
- gdzie obywatel uczestniczy w stanowieniu większością z uprawnionych konstytucyjnych granic dla rządzenia sobą;
(O ile trudniej rządzić obywatelem świadomym swoich praw, który znałby je na pamięć już od „przedszkolaka”?)
- gdzie wybrani przedstawiciele społeczeństwa posługując się tylko moralnością czerpaną przecież z Dekalogu z demonopolizowaliby kartelowe orzecznictwo sądowe
i poprzez uznanie tego orzecznictwa prawomocnym precedensem od
obowiązującego prawa z demonopolizowaliby to zarazem kolektywny system
jego stanowienia z idiotyczną nieomylnością kolektywnego prawodawcy na
czele
(Jak trudniej rządzić i kraść gdy pleców złodzieja nie chroni nieomylne wylobbowane w porozumieniu prawo?)
Takich
zmian nikt z liczących się kolektywów partyjnych nie chce. A wręcz
próbuje się gmatwać rzeczy oczwiste np. próbuje się antagonizować prawo
do wolności i samostanowienia i demokracje gdy tymczasem uczciwie NIE
ISTNIEJE ani wolność bez bezpośredniej demokracji ani demokracja bez
wolnego od gwarancji państwa człowieka. Kto rozdziela te dwa warunki
twierdząc inaczej kłamie, utonął rozumem w dogmatach lub po prostu nie
wie co mówi...
Tak więc wczorajsze wybory do PE dowodzą, że nadal jesteśmy zabetonowani
i bez bliższych szans na ustrojowe zmiany, na demokratyczną normalność.
Wiarę w normalność można tylko oprzeć jedynie na niskiej, wręcz opadającej, frekwencji. To w tych nieuczestniczących tli się nadzieja na systemowe upodmiotowienie kiedyś większości z uprawnionych i wolnych od państwa Polaków.