Zostałem wezwany jako świadek do państwowej instytucji. Okazuje się, że koleżeństwo chyba czuje nowe wiatry i próbuje zabierać się do walki z patologiami. Przez ostatnich sześć lat robią z człowieka oszołoma, w niczym nie widząc znamion przestępstwa i umarzają co popadnie, a teraz, jak im się pod dupą pali, to szukają frajera, co da im informacje, żeby mogli wykazać się przed nowymi panami
Najbardziej podobał mi się dialog z funkcjonariuszem, który starym obyczajem zapytał:
- Czy wie pan, w jakiej sprawie pana wzywamy?
Ja mu na to:
- Wiem, pewno chcecie coś umorzyć albo zamieść pod dywan.
Mina tego pana bezcenna.
Ale ja nie o tym. Ja o pewnej sprawie, która wyszła przy okazji, a świadczy o tym, jak nasze państwo kroi swoich obywateli na drobne, niczym menel na deptaku. Za stawiennictwo przysługuje zwrot kosztów (oczywiście na wniosek, a nie z urzędu), ponieważ w zakładzie pracy jest to dzień bezpłatny! Złożyłem stosowne oświadczenie i zaczęły się schody. Zwołane konsylium nie wiedziało, co z nim zrobić.
Stwierdziłem, że jeśli w przyszłości nie chcą zwracać kosztów, to zapraszam po południu do mnie do domu – nie policzę nic za mój czas, a do tego kawę postawię (w przeciwieństwie do nich).
Problem jest jednak w czymś innym: kto i kiedy uzupełni moje składki emerytalne? Poprosiłem w swoim piśmie o wskazanie instytucji, która to zrobi. Zapowiada się ciekawa korespondencja.